Za nami 7-dniowy trekking. Pokonane 2 przełęcze ok. 5000m n.p.m. Właściwie to niewielu chodzi tutaj na ciężko, większość to trekingi organizowane przez agencje. Można też po prostu wynająć konie. My sami byliśmy sobie przewodnikami i tragarzami.
Głowa czasem lekko bolała, sił czasem brakowało. Jednak ostatnia najwyższa przełęcz 5280(?)m n.p.m. została pokonana po noclegu na 4840(?)m n.p.m., i byliśmy już wtedy bardzo dobrze zaaklimatyzowani.
Jedzenia mieliśmy na 4 dni. W pozostałe dni udało się zjeść w restauracjach Eco-Women i w Guesthouse. Dodatkowo w Tea-tend uzupełnialiśmy naszą codzienną dietę o zupki chińskie.
Pogoda dopisała, na szczęście mieliśmy sporo pochmurnych ale bezdeszczowych dni. Powyższe, piękno przyrody i wspaniałe widoki sprawiły, iż jesteśmy bardzo zadowoleni z wędrówki.
Teraz odpoczywamy, jemy i nabieramy sił w Leh. A ja się zastanawiam co dalej robić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz